A/N: Wiem, że dawno nic nie było ale wierzę, że wiecie jak to jest. I wiem, że krótkie ale lepszy rydz niż nic. Dla tych co jeszcze czytają :-)
** Chandni **
Suez, Egipt – roku pańskiego 1321
Było już ciemno gdy skończyli rozbijać namioty i zaczynali szykować wieczerzę. Rozpalili ognisko i odczekali chwilę by ogień się dobrze rozpalił. Po chwili zobaczył jak Kwintus przyrządza ryby, które wcześniej zakupili od miejscowych rybaków. Mieli zamiar zjeść lekką wieczerzę. Uśmiechnął się słysząc rubaśny śmiech Ealdwine, najbardziej dowcipnego rycerza jakiego w życiu spotkał. To za jego sprawą co dnia, pomimo trudności, dopisywał im humor. Ealdwine był prawym mężem, wiernym i lojalnym a przede wszystkim głęboko religijnym. Akurat te cechy charakteryzowały wszystkich kompanów jego podróży lecz każdy z nich miał jeszcze dodatkowe cechy, które nadawały ich charakterom oryginalności. Przede wszystkim wiedzieli jaka jest ich misja i zamierzali ją wykonać z poświęceniem życia, co już miało miejsca albowiem wyruszył w obstawie piętnastu rycerzy i ojca Flawiana z Zakonu Braci Mniejszych, zwanych również franciszkanami. Było to prawie dwie zimy temu i do dzisiejszej wieczerzy zasiadali w gronie o pięciu rycerzy mniejszym. Westchnął ciężko i spojrzał ku niebu. Panie, prowadź nas ścieżkami twymi, powiedział w duchu, a następnie wziął swoja sakwę i wyciągnął z niej, splamioną krwią, kartę pergaminu oraz gęsie pióro. Usadowił się blisko ogniska by blask ognia pozwalał mu na notowanie. Kwintus podał mu naczynie z rybą i kubek z winem. Podziękował mu skinieniem głosy i umoczył zaostrzony czubek pióra w winie a następnie zaczął pisać na pergaminie.
Niebawem już osiągniemy cel naszej podróży. Patrzę na mych towarzyszy i drżę o los każdego z nich. Bliscy memu sercu są a już ci ja stracił ich pięcioro. Lecz w śród nich wiem ja ci że zdrajca się kryje. Boli to jeszcze bardziej niżeli świadomość mojej ofiary. Aczkolwiek z wolą i pomocą Pana Naszego Jezusa Chrystusa wszystko się uda i pokój panować będzie. Aż do dnia onego. Pan pozwolił mi ujrzeć przyszłość i trwoży się serce me na widok ogromu zła. Aczkolwiek nadzieję mam w Tobie mój przyjacielu. Wierzę, żeś silny jak ja i uda Ci się z pomocą Pana Naszego i twych dzielnych towarzyszy pokonać nieczyste duchy i zapobiec zbyt wczesnemu nadejściu tego co sługa pański apostoł Jan napisał by ostrzec ludzkość.
(…) Ludzie sami poczną wtedy szukać śmierci,
lecz nigdzie jej nie znajdą; będą chcieli umrzeć,
lecz śmierć będzie od nich stronić. (1)
Pan ześle na nas swego Ducha i obdarzy nas poznaniem abyśmy mogli dobrze wykonać powierzone nam zadanie. Nie trać wiary mój przyjacielu. Podążaj tą drogą bo ona dobra. Resztę znajdziesz w zielniku, który mam nadzieję nie trafi w ręce złego. Pan Nasz już się o to postara. Mniej blisko mężczyznę ze szramą na twarzy. On cię obroni. Podążaj do Bega z kluczem. Tam się spotkamy.
Przerwał pisanie i spojrzał na towarzyszy, którzy skończyli jeść, natomiast jego strawa nie była tknięta. Schował pióro, złożył pergamin i również schował go do sakwy. Spojrzał na Saladyna, który rozprawiał z pozostałymi. W widzeniu jakie miał wiedział kto zdradzi ale nie był nim tylko Saladyn. Był to jeden z jego towarzyszy. Ojciec Flawian usiadł przy nim.
- Jest wśród nas, prawda? – zapytał zakonnik. Był mężczyzną w średnim wieku, który już zdołał wiele w życiu doświadczyć. Skinął mu tylko w odpowiedzi, gdy pewna myśl przyszła mu do głowy. Wyciągnął złożony pergamin i przekazał go franciszkaninowi.
- Zawieź to proszę ojcze do Marrakeszu – powiedział ściszonym tonem – Dam ci również karteczkę dzięki której wejdziesz do meczetu Alego ibn Jusufa. Imam Shafi’i wpuści cię do środka i pomoże schować tę wiadomość.
- Jeśli taka jest wola Najwyższego – zakonnik z pokorą przyjął od niego list i schował szybko w skrytce swojego habitu – Ruszę o świcie, kiedy będziecie jeszcze spali – oznajmił, po czym wstał i oddalił się.
Ben Youssef Madrasa, Marrakesz – czasy obecne
Nie był zadowolony, że się zatrzymują ale Nathan się uparł i nic nie było go w stanie przekonać, że bezpieczniej byłoby szybko zmienić środek transportu i ruszyć dalej w podróż. Jego brat uparł się by wstąpić do meczetu, argumentując jakoby czekała na nich tam ukryta wskazówka. Ze wszystkich miejsc na ziemi – meczet w wyprawie chrześcijańskiej! Ale Syriusza nie powinno już to dziwić. Dlatego teraz stał w promieniach zachodzącego słońca i czekał aż imam wyjdzie po odprawieniu nabożeństwa. Właściwie to, jak zwykle z resztą, nie wiedzieli czego i gdzie dokładnie szukać. Czasami Syriusz czuł się jak mędrzec podążający za najjaśniejszą gwiazdą. Zastanawiał się jak wejdą skoro godziny otwarcia dla turystów już się skończyły ale wiedział, że Nathan ma jakiś pomysł. I nie pomylił się, gdy w drzwiach od bocznego wejścia meczetu, ukazała się postać jego brata wciąż odziana w brązowy habit franciszkański. Na ten sygnał, razem z Elizabeth, ruszyli do wejścia. Świątynia emanowała swoją wielkością, zdobieniami charakterystycznymi dla krajów arabskich oraz pięknem. To właśnie udawało się wyznawcom każdej religii – budowali przepiękne świątynie na cześć swoich bogów i by mieć gdzie składać modły.
- Na szczęście nie musimy niczego dewastować – oznajmił Nathan – Podczas przebudowy we wschodniej ścianie znaleziono pergamin z XIII wieku. Nic na nim nie ma. Tak by się mogło wydawać.
- Zatem dlaczego go zachowali? – zdziwiła się Elizabeth, marszcząc brwi i poprawiając niesforny kosmyk włosów opadający na jej czoło. Gdyby nie okoliczności, to Syriusz uznałby ten gest za seksowny.
- To za sprawą liściku jaki pozostawił imam Shafi’i by przekazać to młodzieńcowi naznaczonemu świętym znamieniem i o imieniu ‘Dany od Boga’ – wyjaśnił łamaną angielszczyzną imam i przyjaźnie się uśmiechnął do nich, prowadząc w kierunku drzwi schowanych za bordową zasłona i zamkniętych na specjalny klucz, który przekręcił i otworzył zdobione drzwi, które prowadziły do podziemnego pomieszczenia. Było ono niewielkie i oświetlone jedną, pojedynczą lampą, która widziała lepsze czasy. Pomieszczenie było głównie wykorzystywane jako schowek przedmiotów do sprzątania, ale od lat tam nikt nie zaglądał. Imam podszedł do ściany i przyklęknął przed starym biurkiem. Odsunął je nieco, tak by mogli zobaczyć wyżłobione w ścianie 3 i 5 wraz z symbolem Chi-Rho. Poniżej była wysuwana cegłówka i właśnie teraz imam po nią sięgnął, wyciągnął i włożył palce w szparę. Po chwili wstał i podał im pergamin.
- Mam nadzieję, że uda wam się dociec co jest na tej kartce i wam pomoże – powiedział, zasłonił skrytkę i wskazał im drogę wyjściową.
- Też mamy taką nadzieje. Ma’a as-salama(2) - Nathan skinął głową i wyszedł na zewnątrz i nim zimno nocy go przeniknęło, wskoczył do czarnego, kuloodpornego SUV’a. Syriusz i Elizabeth również pożegnali się z kapłanem i wsiedli do auta, ruszając powoli i ostrożnie w ciemną noc. Nathan siedząc na tyłach, sięgnął po zapalniczkę i zaczął ogrzewać kartę pergaminu.
- Znów ta sztuczka? – mruknął Syriusz zerkając w lusterko wsteczne.
- A co się dziwisz? Pełno szpiegów i zdrajców mieli w tamtych czasach, tak jak i dziś. Trzeba się zabezpieczać – rzucił obojętnym tonem Nathan, biorąc latarkę do ręki i podświetlając sobie kartkę. Zapalniczkę odłożył na bok.
- I co? – tym razem to Liz zapytała.
- Jesteśmy na dobrej drodze – oznajmił, kończąc czytać.
Tak…, pomyślał gorzko Syriusz, jesteśmy w kurewsko głębokim szambie i nie wiemy co z pozostałymi! Ale jesteśmy na dobrej drodze. Jakże ulżyło mu na wątrobie za sprawą tej wiadomości.
_________________
(1)Fragment Apokalipsy Świętego Jana, Pismo Święte
Starego i Nowego Testamentu
(2) ma’a
as-salama (z arabskiego) - do widzenia, idź w pokoju