niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 23




Lourdes
Podczas kolejnego ich spotkania w salonie zasiedli wszyscy na swoich miejscach by ponownie omówić zebrane informacje zanim gdziekolwiek wyruszą. Wciąż mieli wiele niewiadomych, a czas i przeciwnik gonili ich do działania.
 - Ja mam takie pytanie – zaczął Sam z podniesiona ręką niczym uczeń w szkole.
 - Tak? – odezwał się Profesor.
 - Nie wszyscy tu są archeologami, historykami czy zakonnikami. Możecie streścić, o co chodziło z Templariuszami i tym całym Orderem? – poprosił, a widząc po minach pozostałych agentów wiedział, że trafił w sedno. Nie wszyscy nadążali za tokiem myślenia naukowców.
 - Jak najbardziej – odezwał się ojciec Rafael, ciepło uśmiechając się do Sama – Templariusze to skrócona nazwa od Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, a zostali założeni w XII wieku jako zakon rycerzy-zakonników, którzy zobowiązali się bronić pielgrzymów i chronić szlaki pielgrzymkowe, co było bardzo popularne w owych czasach. Ich losy są burzliwe i obrosły w mity i legendy. Pewne jest, że król francuski Filip IV Piękny uwięził rycerzy zarzucając im między innymi herezję, świętokradztwo, czary, rozpustę, kult bożka Bafometa. Po długim i niespokojnym procesie, sobór w Vienne zdecydował o kasacie zakonu, co nastąpiło około 1312 roku. Gro rycerzy tegoż zakonu poniosło straszliwą śmierć poprzez spalenie na stosie; między innymi na stosie  spłonął wielki mistrz templariuszy, Jakub de Molay wraz z innymi dostojnikami zakonnymi, lecz wiadomo, że wielu rycerzy z innych państw przetrwało i kontynuowało w pewnym sensie swoje obowiązki. Natomiast Królewski Order Rycerzy Pana Naszego Jezusa Chrystusa zwany również Orderem Chrystusa, to jakby kontynuacja templariuszy. Order Chrystusa powstał w Portugalii sześć lat po kasacie templariuszy. Rycerze ci brali czynnie udział w wielkich odkryciach geograficznych dokonywanych za sprawą Portugalczyków, bowiem dofinansowywali je z własnych pieniędzy. W 1492 papież Aleksander VI zwolnił Zakon Chrystusa ze ślubów religijnych, co dało początek istnieniu odznaczenia, które jest przyznawane do dnia dzisiejszego. Jeśli interesuje cię, mój drogi Samuelu, to zapewne w szeregach tychże naszych misjonarzy znajdowali się jeszcze członkowie takich zakonów rycerskich jak: Zakon św. Jakuba od Miecza  z Composteli, Zakon Rycerski Grobu Bożego w Jerozolimie, Zakon Rycerzy z Montesy czy Zakon św. Zbawiciela z Monrealu. I tak, moi drodzy, ich symbole są bardzo podobne do siebie, a wzorowane były na krzyżu jerozolimskim, który był godłem XI wiecznego obrońcy Bożego Grobu, Gotfryda de Bouillon. Obecnie jest symbolem zakonu bożogrobców oraz franciszkańskiej Kustodii Ziemi Świętej i lekko stracił na swym dawnym znaczeniu – ostatnie słowa wymówił  z niesmakiem. Ojcu Rafaelowi nie podobało się jak współcześnie symbole religijne zostały spłycone i często wykorzystywane w komercyjny, często obraźliwy, sposób.
 - Czyli wykorzystano templariuszy jako czarne owce by nikt nigdy nie podejrzewał innych zakonów. Całkiem sprytnie – przyznał z aprobatą Dave.
 - Podróżując razem zapewne zaopatrzyli się w stroje każdego z zakonu i tak bezpiecznie mogli podróżować, aż dotarli do obranych przez siebie miejsc – dodał Darren. O podobnych sytuacjach już słyszał będąc członkiem Pugnus Dei, które miało podobne zadanie – ochronę pielgrzymujących.
- Zastanawia mnie również… - ponownie zaczął Sam, co wywołało lekkie uśmieszki na twarzach jego braci. Sam zawsze należał do tych, którzy zadawali liczne pytania, dociekał prawdy, węszył spiski, a czasami przybierał postawę niedowierzającego Tomasza - Watykan wiedział o istnieniu drugiego chłopca, znaczy… właściwie to pierwszego Nathana – bardziej stwierdziła aniżeli zapytał Sam.
 - Nie, my… - zaczął ksiądz DiPiatze ale zaraz został zaatakowany przez Sama.
 - Nie kłam, to nie wypada watykaniście – zakpił lekko, lecz widząc nieprzychylne spojrzenia ze strony Nico i Syriusza, zamilkł, choć chciał dodać coś jeszcze.
 - Tylko papież wiedział – oznajmił Nathan – Czytałem list przekazywany w sekrecie następnym papieżom. Jest dołączany w specjalnym liście poprzednika do swojego następcy – wyjaśnił.
 - Czyli już wcześniej wiedziałeś o tym Nathanie? – zdziwił się Carter Senior, że Nate nie powiedział im wcześniej.
 - Po części – odparł szczerze – Informacja ta była zaszyfrowana i opatrzona inskrypcją ‘do prywatnej wiadomości następcy’. Umiem powstrzymać się przed czytaniem czegoś, co nie jest przeznaczone dla ogółu, a skierowane do konkretnej osoby. Szanuję prywatność – przypomniał zebranym. Właśnie to było charakterystyczne dla Nathana; potrafił uszanować prywatność innych i w inny sposób dotrzeć do prawdy i potrzebnych informacji – A poza tym – kontynuował – Co by mi dała ta wiedza wcześniej? Bez wizji i tak nie rozumiałbym całości. Papież przypomniał mi tylko znaczenie mojego imienia i wskazał na jego ważność w całej tej sprawie.
 - Czy wiemy jakie miał zadanie średniowieczny Nathan? – zapytał Syriusz i utkwił swe ciemne spojrzenie w Nathanie.
 - Strzegł klucza – odparł bez namysłu Nate – Klucza, wiedzy i czegoś jeszcze, co musiał ukryć. A wnioskując z mapy, którą odkryliśmy to musi być dziewięć jakichś, drogocennych  przedmiotów – tłumaczył.
 - Jakichś magicznych przedmiotów stworzonych przez Boga? – niedowierzał André – Dlaczego miałby to ukrywać? Ludzkość ma prawo je poznać, odkryć i…
 - Przywłaszczyć? Wykorzystać do własnych celów jak Zgromadzenie Czaszek? – ostro zaatakował przyjaciela Nathan. Młody Carter wstał z krzesła, na którym siedział  i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Musiał rozładować emocje i gonitwę myśli jaką miał w głowie. Potrzebował by zrozumieli go i podążyli tokiem jego myślenia, ale nie był pewien czy będzie w stanie im wszystko wyjaśnić. Zwłaszcza, że znów przeskakiwał z angielskiego na inne języki. Głowa zaczynała go ćmić od gonitwy myśli, jego wysiłków by go zrozumieli i frustracji jaka go ogarniała. Odstawienie leków nie było do końca dobrym pomysłem; miał zbyt wielką gonitwę myśli, tak iż czuł się przytłoczony. Jakby jego umysł był przeciążony wiedzą. I jeszcze to nieswoje, dławiące uczucie, że zawiedzie ich wszystkich, że wystawia ich tylko na zbyt wielkie ryzyko. Siebie był gotów poświecić ale nie zebrane tu osoby.
 - Widzisz, co dzieje się w chwili obecnej na świecie? – zaczął ponownie z wyrzutem, że tylko on to dostrzega – Komercjalizacja wszystkiego, rynek nastawiony na konsumpcję. Spłycenie wszystkich wartości. Nastawienie na ilość a nie na jakość. Skierowanie się w stronę mamona i zepchnięcie Boga w kąt. A przede wszystkim ta okropna, obezwładniająca chęć zysku i wykorzystywanie władzy przez egoistyczne osoby. Wyobrażasz sobie by ci ludzie właściwie wykorzystali i spożytkowali taką wiedzę? Wiedzę wykraczającą ludzie pojmowanie? Obserwuję  cały czas to co się dzieje i wysuwa mi się jeden prosty wniosek. Ludzie nie chcą prawdy w czystej, nieskazitelnej postaci. Czytaliście kiedyś którąś z tych książek, co uważają Marię Magdalenę za żonę Jezusa lub tych, w których twierdzą, że religia chrześcijańska to tak naprawdę czczenie boga słońca Amona-Re? Nigdy nie byłem teologiem ani osobą, której celem życiowym jest nawracanie innych, ale rzuca mi się przy tych tezach wniosek, że ludzie zawsze szukają drugiego, głębszego dna. Podważają wszystko, co mogą podważyć. Czczą nieraz przesadnie naukę nie uznając przypadków, których racjonalnie nie da się wyjaśnić. Szukają głębiej, a nie zwracają uwagi na to co mają przed oczyma. Nie chcę tu wchodzić w dysputy teologiczne czy filozoficzne nad sensem życia, ale człowiek nie jest gotów na poznanie tak wielkiej prawdy jaka jest ukryta, i którą trzeba chronić – tłumaczył starając skupić swoją uwagę na zebranych.
 - Wszyscy wspólnie przyjmujemy, że należy nam chronić tej wiedzy, cokolwiek to jest – zaczął Syriusz, który siedział z podpartą głową, intensywnie myśląc – Zostawmy też rozważania filozoficzne, ideologiczne i teologiczne bo to nie nasze zadanie. Większość z nas przyjmuje, w większym lub mniejszym stopniu, istotę Boga na własną wiarę. Przejdźmy zatem do owych punktów na mapie – zwrócił ich uwagę w dobrym kierunku. Każdy z nich miał własny stosunek do wiary czy to w Jezusa czy to w Buddę lub innego przywódcę religijnego. Ich zadaniem nie było roztrząsanie czy Bóg istnieje czy nie, czy Jezus poślubił Marię Magdalenę. Na pewno wiedzieli, że istnieje dobro i zło, z którym przychodzi im na co dzień walczyć. Nie tylko André miał pewne problemy z akceptacją pewnych kanonów wiary, a przede wszystkim  z zaakceptowaniem nadprzyrodzonych mocy przedmiotów kultu Bożego, takimi jak Graal, Arka Przymierza czy Włócznia Przeznaczenia. Ale w chwili obecnej tak naprawdę chodziło by powstrzymać Zgromadzenie i ukarać tych, którzy zasługują na tę karę; nie tylko Santhezów czy Jugodina ale również ich zwierzchników. Najważniejszym było, że Nathan wierzył i to dawało mu siłę do dalszej walki. 
 - Rzeczywiście – odezwała się Susan, marszcząc lekko brwi – Popatrzcie na to logicznie. Łatwiej byłoby ruszyć w standardowe miejsca, gdzie doszło do objawień uznanych przez Watykan i wiernych na całym świecie. Jak również w miejsca takie jak wyspa Rodos gdzie znajdował się Kolos Rodyjski, do Anglii gdzie stoją kamienie Stonehenge, do Gizy gdzie jest piramida Cheopsa – wyliczając, wstała i podeszła do  mapy jaką stworzyli i wydrukowali – Na dodatek, gdy słyszysz hasło templariusze to od razu masz na myśli szlak budowli świątynnych we Francji. Ewentualnie pomyślisz o krucjatach i Ziemi Świętej. Mówimy o XIV wiecznych rycerzach, tak? – zapytała i spojrzała na zebranych. Jej spojrzenie zatrzymało się krótko na Nathanie, który wydawał się być zadowolony z jej toku myślenia. Na jego wargach tańczył maleńki uśmiech. Kiedy wszyscy przytaknęli, kontynuowała – Wierząc, że ziemia jest płaska nie mogli przecież dotrzeć do tych wszystkich miejsc, które w tym okresie dziejowym były nieokiełznane, nieznane i dzikie dla średniowiecznych mieszkańców starego kontynentu.
 - O to mogło właśnie im chodzić – odezwał się DiPiatze.
 - Jeśli ja mam wizje, to ten chłopiec również je miał – westchnął Nathan opierając się o oparcie fotela, na którym siedział jego ojciec – Mógł ich naprowadzić na odpowiedni szlak.  
 - Czy doszedł w końcu ktoś do tego, o co chodziło z tym kufrem znalezionym przez Marca i Iana? – zapytał nagle profesor.
 - Rzeczywiście – André poderwał się z miejsca – Sądziliśmy, że to sabotaż, a co jeśli tak nie jest? – mówiąc to zaciekawił pozostałych – Co jeśli tamten Nathan i rycerze broniący go przybyli rzeczywiście w rejony Ziemi Świętej? Z Ziemi Świętej mogli ruszyć do Egiptu, a potem szlakiem Nilu podążyć dalej, bo przecież potrzebowali wodopoju dla siebie i zwierząt. Mogli napotkać wówczas Saladyna i razem z nim wędrować.
 - Zatem ktokolwiek pozostawił ten kufer musiał być wtedy z nimi – dołączył się do dyskusji Darren.
 - To by wyjaśniało wiele – stwierdził nagle Jake. Wszyscy spojrzeli na watykańskiego najemnika oczekując by dokończył swoja myśl – Maria Anebell poinformowała, że Zgromadzenie jest w posiadaniu mapy i kilku kart z manuskryptu. Skąd by je mieli? Jakim sposobem wiedzieli o manuskrypcie MS 408? W jaki sposób połączyli manuskrypt z mapą i artefaktami z Bega, tymi sprzed osiemnastu laty oraz księcia z Suriname? – Standburg zadawał istotne pytania, na które pozostali również próbowali odnaleźć odpowiedzi – Co jeśli osoba będąca wtedy z naszymi… nazwijmy ich misjonarzami, postanowiła zdradzić? Co jeśli był to Saladyn? Może chciał zdobyć cenne skarby chrześcijańskich Europejczyków i tak trafił do Ameryki Południowej?
 - Chcesz powiedzieć, że należał do Zgromadzenia Czaszek? – nie dowierzał Sam.
 - Nie, Zgromadzenie nie jest aż tak stare – wtrącił się Syriusz – Tu bardziej chodzi o to, że ta osoba pozostawiła informacje swoim potomnym, a jeden z nich jest obecnie członkiem Zgromadzenia – wyjaśnił.
 - Jeśli mają mapę z oznaczeniami to jesteśmy w kiepskiej sytuacji – zauważył Dave.
 - Musimy się upewnić. Dopóki nie sprawdzimy zawartości kufra i nie odczytamy tekstu, nie będziemy mieli stu procentowej pewności – wtrącił profesor – Na dodatek jest zastanawiające dlaczego autor inskrypcji na kufrze kieruje do Egiptu zamiast do Bega? Czy to zagadka, a może zmyłka?
 - Zastanawiające – przytaknął DiPiatze – Może nasi misjonarze nie ufali mu do końca?   
 - Dowiemy się po rozszyfrowaniu tekstu – oznajmił Carter Senior, który miał już dość piętrzących się pytań a niewielkiej ilości odpowiedzi jakie mieli i wiedział, że nie jest w tej frustracji osamotniony – Susan, André…
 - Jak najbardziej – młodzi naukowcy od razu przypadli do profesora.
 - I księdza również bym prosił o pomoc – zwrócił się do watykanisty.            
- A ciebie niech nawet nie kusi! – rzucił ostrzegawczo Syriusz, grożąco wskazując na Nathana. Wolał ustrzec przyjaciela nim ten sięgnąłby ponownie do radykalnego środka by wywołać wizje – Raz ci chyba wystarczyło, bo nam wszystkim tak! – zaznaczył ostro.
 - Ale… - Nathan spojrzał na niego niewinnie. Nawet nie pomyślał o tym by ponownie wbijać sobie igły w bliznę. Wizje i tak gdzieś krążyły w jego umyśle tyle, że bez leków miał zbyt potężny chaos w umyśle by po nie sięgnąć.
 - Mam inny sposób – zaproponował Darren – Medytacja.
 - I co nam to pomoże? – dopytywał zrezygnowany Phillips.
 - Może uda się odkryć, co ten tajny zakon ukrył w tych miejscach – odparł Darren, spoglądając na Nico – Lub przynajmniej pomożemy Nico oczyścić nieco umysł.
 - Warto spróbować – odparł Nathan. Nie mieli nic do stracenia. Nic, oprócz cennego czasu, ale wiedział, że nie mogą ruszyć w ciemno. Nico nie przyznał się jednak do jednego – obawiał się wprowadzenia się w stan medytacji. Wiedział, że jest to uzasadnione; ostatnio gdy wprowadził się w stan medytacji delta zagubił samego siebie i ledwie udało mu się z niej wyprowadzić a raczej został wyprowadzony przez lekarzy i leki. Świadomość iż Darren będzie z nim oraz Syriusz i Elizabeth będą czuwać w pobliżu, dodawały mu otuchy i zachęcały by jednak spróbował.  

* * *

Darren zabrał go do niewielkiej, pustej kapliczki. W pomieszczeniu było kilka ławek, które bez problemu przesunęli.
 - Co my tu robimy? – zapytał zdziwiony Nathan, nie rozumiejąc postępowania zakonnika.
 - Zobaczysz – odparł nieco enigmatycznie, po czym chwycił za dwa kije. Najwyraźniej już wcześniej je tu przygotował.
 - Kije? – Nathan coraz bardziej nie rozumiał, o co chodzi jego bratu.
 - Nauczyłem się walczyć na kije w niemieckim klasztorze. Musze przyznać, że to bardzo przydatna technika – z tymi słowami podał Nathanowi jeden z kijów i bez słowa ostrzeżenia po prostu zaatakował. Nico automatycznie zareagował i odparował jeden, a potem następne ciosy. Nie trwało to jednak długo. Darren bez problemu zauważył jak szybko jego brat dekoncentruje się, co tylko potwierdziło jego przypuszczenia. Nico nie potrafił nad tym zapanować; nie radził sobie z naporem informacji, myśli, wspomnień, a to tylko utrudniało wprowadzenie w stan medytacji i oczyszczenie umysłu. Jednak zakonnik musiał sprowokować przyjaciela do przyznania się do tego, że ma problem. Zatem postanowił wykorzystać nadążającą się sytuację; zrobił niespodziewany obrót tak iż znalazł się bezpośrednio za plecami Cartera i nim ten zdołał zareagować, dźgnął go końcem kija między łopatki. Nathan stęknął i stracił równowagę. Z jego rąk wypadł kij i potoczył się po ziemi.
 - Dekoncentrujesz się – rzucił ostro Darren. Nathan obrócił się i stanął twarzą   w twarz z zakonnikiem.
 - Wiem… - przyznał nerwowo, uskakując spojrzeniami w bok i przygryzając wargi.
 - Jak masz zamiar poddać się medytacjom, skoro twój mózg nie może się wyłączyć? – zapytał Darren.
 - Pomożesz mi w tym? – Nathan zrobił niewinna minkę. W klasztorze zawsze to pomagało; odpowiednia tonacja głosu, niewinne spojrzenie, delikatny uśmiech. Nikt nie potrafił w tedy powiedzieć nie. Darren tylko przewrócił oczami.
 - Spróbujemy zapanować nad twoim chaosem po tym jak odstawiłeś leki – oznajmił z nutą dezaprobacji dla poczynań brata w głosie – A teraz ściągnij koszulkę – polecił, na co Nathan lekko się zawahał.
 -Da… - zaczął już nawet protestować.
 - Szszszy! – Darren podniósł palec – Jesteśmy tu tylko my i Bóg, a on widział już te blizny.  
Nathan zrezygnowany westchnął i posłusznie ściągnął koszulkę, pozostając jedynie w spodniach dresowych. W pomieszczeniu było nieco chłodniej niż w pozostałych pomieszczeniach. To i dobrze, stwierdził. Gdyby było za ciepło mógłby usnąć, kiedy za bardzo się zrelaksuje i oczyści umysł.
Zaczęli powoli od ćwiczeń relaksacyjnych, podczas których Nathan starał się koncentrować na swoich ruchach i oddychaniu. Niestety dalej było nieco trudniej.
 - Pamiętaj by pozostać w koncentracji, wycisz umysł ze zbędnych myśli – polecił Darren – Będziesz liczył od jednego bardzo powoli, wyciszając oddech i bicie serca. Kiedy zaś pojawi się zakłócająca myśl, zaczniesz od nowa.
Nathan siedział po turecku ze skrzyżowanymi nogami i dłońmi ułożonymi na kolanach, wewnętrzną ich stroną do góry.
 - Kiedy wyciszysz odpowiednio umysł, będziesz mógł dopuścić wizję do siebie. Zapanujesz również nad chaosem. Ale najpierw… - Darren zawiesił głos jakby złowieszczo. Pochylił się nad Nico, tak iż jego wargi były przy jego uchu – Czy przebaczyłeś? – zadał najprostsze, a zarazem najtrudniejsze pytanie. Nathan spojrzał na niego z niedowierzaniem i jakby nie rozumiejąc.
 - Może i przebaczyłem ale nie zapomniałem – westchnął.
 - Ja pytam czy przebaczyłeś sobie – sprecyzował zakonnik. Darren miał rację; jeśli miał przebaczyć i uwolnić się od ciężaru, musiał zacząć nie tylko od swoich oprawców, jak również od samego siebie. Nathan westchnął ciężko. Z tym był problem, chociaż próbował usilnie ale to wszystko wciąż było za świeże dla niego. Wiedział jednak, że będzie musiał się z tym uporać, jeśli chce ruszyć w niebezpieczną wyprawę, gdzie bliscy będą liczyli na jego pomoc. Nie może ich zawieść.
 - A teraz wróćmy do rzeczy, które może twój mózg, a których ty nie potrafisz sobie wyobrazić – rozkazał Darren i dał znać by Nico zamknął oczy i zaczął liczyć.
 - Jeden… dwa… - zaczął, lecz przerwał bo zaraz pojawiły się natrętne myśli.
 - Od nowa – rzucił stanowczo Darren, który chodził dookoła siedzącego na podłodze Cartera.
 - Jeden… dwa… - kiedy już wydawało się, że Nico przejdzie do trzech, znów pozwolił by natrętne myśli wdarły się do jego umysłu – Nie mogę – rzucił rozgoryczony i rozżalony. Bez leków nie był w stanie wyciszyć umysłu; zablokować pewne informacje i obrazy by pozwolić innym się pojawić.
 - Możesz i to zrobisz – zapewnił go przyjaciel – Jeszcze raz – dodał surowo. Był surowy i zdeterminowany, bo tego właśnie Nico potrzebował najbardziej. Nie potrzebował by ktoś się nad nim rozczulał czy rozżalał – Koncentruj się na liczeniu i na niczym innym. Nie poddawaj się, tylko kiedy pojawi się myśl, odsuń ją i zacznij liczyć od nowa. Skoncentruj się! – ostatnie słowa Darren niemal gniewnie wykrzyczał.
Nathan posłusznie zamknął oczy i znów zaczął liczyć od jednego.       

* * *

Po godzinie dopiero udało się Nathanowi odpowiednio wyciszyć. Darren usiadł na wprost niego. To miał być najmniej bolesny sposób by Nico mógł zajrzeć do wnętrza swego umysłu, bo jak zapewniała doktor Ohara, te informacje już i tak były   w jego umyśle. Musiał tylko oczyścić umysł i po nie sięgnąć. Świadomość, że Darren jest przy nim wpływała na niego uspokajająco; miał przy sobie bliską osobę, która w razie niebezpieczeństwa ochroniłaby go. Ale wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że przed demonami duszy nie są w stanie go uchronić.
Podczas, gdy Nathan starał się uchwycić ważne obrazy, Darren obserwował go z uwagą i niepokojem. Na czole Cartera pojawiły się kropelki potu, a jego prawa dłoń lekko drgała, jakby w bezwarunkowym odruchu. Zakonnik Pugnus Dei postanowił wykorzystać ten czas i wrócić wspomnieniami do tego, co działo się z nim po pożarze i ich ucieczce z klasztoru świętej Klary. Zaraz po tym jak otrzymał informację od Syriusza, że Nico jest w szpitalu pokaleczony i poturbowany, ale żywy, udało się Darrenowi uciec za granicę. Wówczas, podczas ich ostatniej rozmowy, obiecali sobie, że nigdy nie narażą Nico na niebezpieczeństwo i będą robić wszystko, co w ich mocy by nigdy więcej nie dopuścić do spotkania z ich małym braciszkiem; wówczas uważali, że to zbyt ryzykowne. Zatem wyjechał najpierw do Kanady, potem do Rosji, z Rosji do Włoch. Tam natknął się na pewnych zakonników. Będąc w klasztorze św. Klary odkrył na nowo powołanie. Po tym, co ich spotkało i po śmierci Owena przysiągł, że nie weźmie do reki broni. Nawet Nico potrafił to uszanować. To Sam uczył Nico strzelać z dystansu, natomiast Darren nauczył go wyciszenia umysły, koncentracji, spowolnienia oddechu. Trenował też z nim samoobronę, tak jak to uczynił kilka tygodni temu w Pałacu Papieskim. Kiedy wraz z pewną grupą zakonników z Włoch dotarł do Niemiec, jeszcze nie wiedział do jakiego zakonu wstępuje. Dopiero później to odkrył, przez przypadek; ale i tak to nie zmieniło jego postanowienia, a jeszcze bardziej je umocniło, zwłaszcza, że ten zakon był inny. Tylko opatowi wyznał czym wcześniej się zajmował i dlaczego postanowił porzucić życie świeckie. Kiedy dowiedział się o ich uniewinnieniu i oczyszczeniu z wszelakich zarzutów, wiedział komu to zawdzięcza, chociaż oficjalne kanały podawały hakera Widmo jako ich wybawcę. On jednak wiedział lepiej i chociaż był nieco zły na brata, że się naraził by im pomóc, to miał nadzieję, że kiedyś będzie mógł mu podziękować za to co zrobił.  Darren, jak i pozostali, przez cały czas starał się być na bieżąco i śledzić każdy krok Nico, by w razie czego interweniować w jakikolwiek sposób, nawet bezpośrednio. Nie spodziewał się jednak, że w tak bolesny sposób znów zostaną dotknięci i w takich okolicznościach się ponownie spotkają, ale wiedział, że zrobi wszystko by pomóc Nico uchronić prawdę przed Zgromadzeniem i pomoże dopaść tego potwora, jakim był Jugodin.
Cichy jęk wyrwał go z rozmyślań. To miał odbyć się w bezbolesny sposób, warknął niezadowolony z widoku jak zobaczył. Nathan ciężko oddychał, a z nosa leciała mu krew.
- Nico? – Darren poderwał się szybko z miejsca i przypadł do brata. Nathan bezwiednie chwycił się go jak tonący chwyta się deski ratunkowej. W jego umyśle pojawiały się szybkie obrazy, który przyprawiały go o ból głowy i nudności. Starał się je uchwycić i usystematyzować, ale wydawały się wyrywać z jego myśli. Wizje przedmiotów zdawały się ukazywać w wirze innych obrazów; wyłaniały się jakby z płomieni.
- Artefakty… części… jedna całość…- szeptał rozgorączkowanym głosem Nathan. – Ukryli tam… w tych miejscach… i coś jeszcze… Nie widzę… płomienie… jest tak gorąco… chłopiec… - mamrotał niezrozumiale. Darren nie czekał dłużej. Potrząsnął nim lekko.
- No, dalej Nico, wracaj – mówił łagodnie – Syriusz, Elizabeth! – zawołał na nich. W pokoju pojawili się od razu, zapalając przy tym światło i uchylając okno.
- Nico, hej! – Syriusz klepnął przyjaciela w policzki.
- Przestań mnie klepać – pacnął go w dłoń Nathan. – Ujędrniasz mi policzki czy jak? I tak dobrze wyglądam – zapewnił go, otwierając oczy i przymykając je ponownie  z powodu nadmiaru światła.
- Liz… głowa… - mruknął, przyznając się do bólu głowy. Nie widział sensu w kryciu tego faktu. Najważniejsze, że w pewnym stopniu udało mu się dotrzeć do podświadomości i informacji o ukrytych przedmiotach, czymkolwiek one były. Teraz tylko pozostała kwestia dotarcia do nich i nie dopuszczenia by Zgromadzenie położyło na nich łapska. Wiedział, że jeśli Zgromadzenie, a przede wszystkim Fanatyk,  dowiedzą się w jakiś sposób o tych przedmiotach to będą chcieli złożyć je w jedną całość. A do tego nie mógł dopuścić. Nie wiedział czemu ale czuł, że tak należy postąpić. Nie podobało mu się to iż polegali tylko na wizjach jakich doświadczał. Kto o zdrowych zmysłach podążyłby takim tropem bez namacalnego, racjonalnego dowodu? Przecież był naukowcem i jako człowiek wiedzy nie opierał się tylko na jednym źródle danych. Tak, tyle, że jak na razie dysponowali niewielką ilością informacji i źródeł. A on stale czuł naglącą siłę do szybkiego działania, jakby coś niedobrego miało się stać i to uczucie wcale mu się nie podobało.           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz