niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 25



Exspectabam tui…
Exspectabam tui… Exspectabam tui…
Odbijało się jeszcze długo w uszach Nathana. Trwało to zaledwie chwilę, jednak dla niego było niczym wieczność. Kątem oka jednak dostrzegł ruch od strony drzwi wejściowych i nie zastanawiając się, po prostu uniósł dłoń do góry z palcem wskazującym wyprostowanym, jakby wskazującym na coś lub dającym do zrozumienia by zaczekano. Jego wzrok cały czas utkwiony był w MS 408.
 - Czekał na mnie – wymsknęło mu się w zdumieniu i jednocześnie w nagłym olśnieniu.
- Nathan? – zaniepokojony głos André przywołał go do rzeczywistości. André, Syriusz i Elizabeth stali przy drzwiach i wyczekująco wpatrywali się, milcząco ponaglając go do podzielenia się z nimi własnym odkryciem.
 - Macie pod ręka świecę? – zapytał nagle, wiedząc, że lepiej będzie jeśli upewni się  i im pokarze swoje odkrycie. Nathan wstał niepewnie i chwiejnie, lecz o własnych siłach. Wierzchem dłoni dotknął nosa i nim zdołał zareagować, Syriusz wcisnął mu do ręki chusteczkę.
 - Chcesz powiedzieć, że… - zaczęła Elizabeth podając mu ostrożnie zapaloną świecę, która była w komodzie stojącej przy ścianie -… atrament sympatyczny?
 - Był znany już w starożytności do przekazywania zaszyfrowanych tekstów – wzruszył ramionami Nathan – Widziałem go… - zaczął niepewnie i spojrzał na przyjaciół – Ten manuskrypt jest zaszyfrowaną wiadomością dla mnie. Tamten Nathan… - zaczął i przygryzł dolną wargę zastanawiając się jak to ująć. I tak przecież nie uznają, że oszalał bardziej niż już był -… wiedział, że… wiedział o moim istnieniu – wyjaśnił prosto z mostu.
 - I zostawił ci jakby swój dziennik? – zgadywał Syriusz.
 - Coś w ten deseń, ale to by było logiczne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji – odparł Nathan, powoli i ostrożnie ogrzewając pierwszą kartę pergaminu, którą wyciągną  z manuskryptu. 
 - Tyle, że ta sytuacja jest nadzwyczajna – zauważył z przekąsem André – I zakrawa o szaleństwo.
 - Nie zakrawa, tylko jest czystym szaleństwem – poprawił go Syriusz.
Nathan tylko przewrócił oczyma i wymienił spojrzenie z Liz. Był im wdzięczy za teksty, które w pewnym stopniu wykpiwały tę całą pokręconą sytuację. Byli jego stabilnością w niestabilności. Przyjrzał się, powoli formującym się, napisom pod atramentem. 
 - Będzie trudno je odczytać – zauważył z niezadowoleniem Phillips.
Jehūdāh[1]
Ten sam głos ponownie odezwał się, a na piętrze skrzypnęły drzwi. Nathan uniósł spojrzenie znad kart pergaminu nasłuchując.
…iszkarja![2]
Na te słowa świeca, którą Nathan trzymał w dłoni, zgasła jakby gaszona niewidocznym podmuchem.
 - Okej, to było… dziwne – stwierdził André, spoglądając lekko przerażonym wzrokiem po zebranych. Ohara również stała z lekko otwartymi ustawi, wyrażającymi niewątpliwe zdziwienie.
 - To było ostrzeżenie czy…? – odezwał się półszeptem Syriusz. Jedynie jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, chociaż wewnętrznie był jak reszta zaskoczony.
Nathan przez chwilę się wahał. I tak nie uznają chyba, że jeszcze bardziej oszalał? Odłożył kartę manuskryptu i podszedł do drzwi. Ostrożnie sprawdził czy nikogo nie ma. Oczywiście był strażnik, ale Nathanowi chodziło o kogoś innego. Chociaż teraz nie mógł być pewny. Dlatego dla bezpieczeństwa zamknął za sobą drzwi. Miał jednak nadzieję, że osoby, które znajdowały się tu wraz z nim były godne zaufania. Wrócił do stołu wokół którego się zebrali i nachylił się nad MS 408. Pozostali uczynili to samo.
 - Słyszę głos i zanim zapytacie jak długo, od niedawna a ściślej mówiąc od godziny – mówił ściszonym głosem, nie spoglądając na nich – Możliwe, że jest to echo wizji – próbował wyjaśnić, chociaż sam tego nie rozumiał – Jeśli możemy, nie wnikajmy w szczegóły, okej? – poprosił. Ta rozmowa nie należała do komfortowych.
 - Dobrze – zaczęła Elizabeth. Wiedziała jak trudno Nathanowi jest się przyznać, że ma problemy psychiczne; że nie jest tym samym Nathanem co dawniej; że jego umysł płata mu figle. A przede wszystkim rozumiała, że ciąży na nim odpowiedzialność, której, w obecnym stanie, się obawiał.  
 - Mamy w obozie zdrajcę, prawda – rzucił Syriusz odgadując przesłanie.
 - Prawdopodobnie. Dlatego prosiłbym o dyskrecję odnośnie tego, że coś jest zapisane atramentem sympatycznym – Nate spojrzał na nich wyczekująco i w napięciu.
 - Jak najbardziej – przytaknął Phillips, zastanawiając się kto mógłby zdradzić. Znajdowali się przecież w hermetycznie szczelnym gronie zaufanych osób, w miejscu niezwykłych objawień. Te same pytania zadawali sobie pozostali.
 - Rozdzielimy się teraz na kilka grup. André, uważaj na swój obóz – ostrzegł Syriusz – Jeśli zauważysz coś podejrzanego a będziesz miał możliwość nawiązania połączenia to przekaż pozostałym – rozkazał.
 - Wy też informujcie – poprosił Phillips.
 - Powinniśmy się przespać. O świcie każda grupa rusza w wyznaczone miejsce. Nico, rano wrócisz na spokojnie do manuskryptu – rozkazał Whitening stanowczo. Wszyscy skinęli głowami. Już mieli wychodzić gdy do pokoju wszedł Jake z laptopem pod pachą.
 - Większość już smacznie śpi, wiecie? – zapytał, łypiąc na nich ciemnym spojrzeniem podejrzliwie – Bawicie się beze mnie? Oj, nie ładnie – sarknął, podchodząc do stołu i otwierając laptop – Arthur chce z wami rozmawiać. Zawołać resztę?
 - Nie – krótko rzucił Whitening – Wciąż mamy przeciek.
- Jak sympatycznie – skwitował Standburg z całkiem opanowanym wyrazem twarzy – Zgromadzenie również szykuje się do drogi – po tych słowach, na ekranie monitora ukazało się połączenie z Diggetem.
 - Miło, że jeszcze nie śpicie – powiedział zmęczonym głosem ich przyjaciel – Anabell doniosła, że Zgromadzenie też niebawem wyruszają. Mają drugi manuskrypt…
 - Prawdopodobnie rzeczywiście mają prawdziwy manuskrypt prawdopodobnie należący do Rogera Bacona – wtrącił pośpiesznie André, brzmiąc przy tym lekko nieskładnie, niczym ‘masło maślane’.
 - Jesteście pewni? – dopytywał mężczyzna.
 - Coś jeszcze wiadomo? – wtrącił się do rozmowy Syriusz, co od razu Digget odszyfrował jako sprawdzanie i maskowanie terenu. Oznaczało to jedynie, że mają przeciek i to, co odkryli pozostanie między wąskim gronem, dopóki nie odnajdą przecieku.  
 - Salomon Graf, pięćdziesięciu-dwu letni bankier, który jest prezesem Credit Suisse Group, firmy finansowej do której należy drugi, pod względem wielkości, bank w Szwajcarii. Wspomaga finansowo wiele projektów badawczych, krajowych i zagranicznych, jak również uniwersytety: Bazylejski, Genewski, w Bernie i w Zurychu. Posiada udziały w największych bankach takich jak: w USA JP Morgan, w Niemczech Deutsche Bank czy w Chińskim Industrial & Commercial Bank of China – twarz Diggeta była posępna i lekko poszarzała. Cienie zmęczenia malowały się pod jego oczami lecz głos wciąż miał twardy i stanowczy – Anabell powiedziała, że właśnie o nim Jugodin i Abaco rozmawiali ostatnio – mężczyzna celowo powiedział nazwisko psychopaty by sprawdzić reakcję Nathana, jednocześnie nie chciał bawić się w szyfry czy nadawanie ksywek. Nathan znosił to wszystko w miarę dobrze, bo nie miał innego wyjścia.
 - Co ma wspólnego z tym wszystkim? – odezwał się jako pierwszy Phillips. Był ciekaw do czego ta rozmowa dążyła.
 - Nasze źródła podają, że Salomon Graf prawdopodobnie jest jednym z głównych prezesów Zgromadzenia Czaszki – wyjaśnił Arthur – To on pociąga za grube sznury i to on ma hopla na punkcie Manuskryptu Voynicha. Źródła podają, że jeszcze piętnaście lat temu był zawziętym ateistą, co zmieniło się po wypadku jego prywatnej awionetki w Alpach. Po tym wydarzeniu zaczął się nawracać – wymawiając ostatnie słowa, Digget zrobił znak cudzysłowie, bo jasne było jak to naprawdę wyglądało – Fanatykiem manuskryptu i teorii, że jest tam zapisana moc Boża, stał się po drugim wypadku, tym razem samochodowym. On i jego, wówczas ośmioletni syn, byli uwięzieni we wraku przez osiem godzin na granicy Palestyny z Jerozolimą. On przeżył. Syn trafił do szpitala utrzymywany sztucznie przez respiratory. To Salomon go odłączył bez wiedzy lekarzy, tłumacząc, że ofiarował go Panu – wyjaśnił Digget.
 - A mówią, że to ja jestem fanatykiem religijnym – zakpił Nathan, nie dowierzając w to co słyszał. Jego zdaniem, gdyby Bóg chciał, sam zabrałby chłopca – Fanatyk… czy…
 - Nam też nasunęło się to na myśl ale nie mamy potwierdzenia – oznajmił Digget z ciężkim westchnieniem. Gdyby okazało się iż mają racje, że to Salomon jest tym groźnym Fanatykiem to przynajmniej wiedzieli by na czym stoją. Jak na razie wszystko przemawiało za ich podejrzeniami, a w chwili obecnej musieli się skupić na głównym działaniu.
 - Ale właściwie dlaczego teraz? – odezwała się nagle Elizabeth, przypominając mężczyznom, że w śród nich jest kobieta i na dodatek lekarz.
 - Dlaczego teraz to przybrało na sile? – sprostował lekko jej pytanie Jake, sam się również nad tym zastanawiając.
 - Średniowieczny Nathan wiedział, że przyjdzie czas iż ludzkość zapragnie władzy boskiej – zaczął Nate, drapiąc się po czole. Głowa delikatnie pulsowała mu nieprzyjemnym bólem – Skoro Salomon wie… wiemy również o Saladynie, który był w gronie naszych misjonarzy. To on doprowadził ich do Egiptu a potem prowadził dalej wzdłuż Nilu do Sudanu.
 - W tym tekście pisał, że w wodach Nilu w mieście faraonów, czyli Egipcie, jest centrum boskiej mocy, którą ukryli Templariusze. Zapłacili mu szlachetnymi kamieniami i monetami z wizerunkiem ich najwyższego kapłana, czyli Papieża Jana XXII. Saladyn pisze, że młodzieniec o wyglądzie anioła, był obdarzony wiedzą i opieką Templariuszy. Zgaduje on, że chłopiec jest ważnym elementem, jeśli nie portalem otwierającym bramę do wiedzy i władzy boskiej – André dzielił się z nimi ponownie tym odkryciem. Wcześniej tylko podał kilka faktów, bo razem z Profesorem jeszcze dłużej siedzieli nad tym tekstem, próbując go jak najdokładniej przetłumaczyć na angielski – Prawdopodobnie potomkowie Saladyna wyemigrowali do Europy, co oznaczałoby, że Salamon jest z nim w jakiś sposób, z któreś linii krwi, spokrewniony.  
 - Saladyn nie wiedział o Bega? – zapytał zdziwiony Digget.
 - Na to wygląda, że rozstali się wcześniej –odparł Phillips.
- Nathan wiedział, że mają zdrajcę – stwierdził nagle Nico, jakby to była najbardziej oczywista rzecz – Tyle, że jak wiemy Saladyn był w Bega. Z mamy jaką udało mi się sfotografować w Suriname odszyfrowałem iż Ruszył z Egiptu przez Bega, Nigerię i drogą morską dotarł do Suriname. A z tego co się dowiedziałem od miejscowych to wynikałoby na to, że ruszył zdecydowanie później, już po odpłynięciu naszych Misjonarzy z Afryki.  
 - Logiczne, chciał poznać ich sekret – westchnął ponuro Digget – Ale dalej nie wiemy dlaczego teraz?
 - Skoro Nathan wiedział o zdrajcy, wiedział, że to co robią wycieknie dalej i w przyszłości wypłynie na powierzchnię. Wtedy znajdzie się jakiś fanatyk i będzie chciał siebie ogłosić nowym Mesjaszem – zaczął Nathan i nagle jakby sobie coś uzmysłowił; coś tak bardzo oczywistego, że aż mu umknęło, zwłaszcza w takim stanie umysłowym w jakim się znajdywał to można mu było wybaczyć przeoczenie – Woda i Egipt – powiedział i zamachnął się ręką nad czołem. Jego słuchacze spojrzeli na niego wyczekująco, zatem kontynuował – W słowniku symboli Egipt jest interpretowany jako symbol wszystkich starożytnych tajemnic. Natomiast symbolika chrześcijańska mówi o Egipcie jako o świecie materialnym, duszy uwiezionej w ciele. Co jeśli nasi Misjonarze posłużyli się tą zagadką, którą Saladyn wykorzystał niewłaściwie, by zmylić szpiega? Saladyn był maniakiem zawiłych zagadek, co udowodnił w Suriname, a sam poległ na tak prostej zagadce. W Egipcie można znaleźć skarby ale te ziemskie, a nam chodzi o skarby duchowe.
 - A woda, jak się ma do tego? – zapytała zaciekawiona Elizabeth.
 - Woda to przede wszystkim źródło życia zarówno w kulturze chrześcijańskiej jak i w wielu mitach. I tu można mylnie interpretować, że jednak w Egipcie jest centrum, do którego zmierzali Misjonarze – kontynuował dalej Nathan – Jednak Bega również jest miejscem położonym nad wodą tyle, że nie nad rzeką a nad jeziorem. I jeśli ktoś inny by się za to zabrał to uznałby Bega za mylne położenie bo przecież symboliczną przewagę ma tutaj Egipt.
 - Do czego zmierzasz? – nieco ponaglił go André, niecierpliwie czekając na niewątpliwą złotą konkluzję.
 -  Heksagram czyli nasza sześcioramienna gwiazda zwana również Gwiazdą Dawida – oznajmił zebranym – Dla niewtajemniczonych, odnosząc się do judeo-chrześcijańskiej kultury może symbolizować tajemnicę Stworzenia. Ma wiele znaczeń; w judaizmie został w XII wieku przyjęty jako godło państwowe. Tarcza Salomona to inna nazwa heksagramu i jest hebrajskim amuletem mający chronić przed złem i siłami nieczystymi, podobnie sprawy mają się w okultyzmie. W symbolice alchemicznej wyraża cztery pierwiastki: wodę, ogień, ziemię, powietrze, których połączenie jest symbolem pramaterii; jedności, a zarazem złożoności wszechświata, syntezy przeciwstawnych żywiołów. 
 - Mamy do czynienia z rycerzami średniowiecznymi, którzy żyli w czasach gdzie alchemia przenikała się z mistycyzmem i jednocześnie z mitologią, bardziej w sensie pogańskim – André podjął Nathana tok myślenia.
 - Jeśli rzeczywiście te artefakty służyły do ukrycia wiedzy i władzy, która jest schowana tu na ziemi, to zdecydowanie musieli posłużyć się… jakby to określić… talizmanem, który będzie pieczętował i odpędzał nieczyste siły. Złączone w jedna całość mogą doprowadzić do Armagedonu – wtrącił się do rozmowy Jake – He, całkiem nieźle nam to idzie. Tylko abyśmy się nie zapętlili i nie zaczęli ganiać za własnym ogonem – ostudził nagle ich zapały, a przede wszystkim swoją nagłą radość iż tak dobrze im właśnie szło układanie tej całej dziwnej układanki, z za dużej ilości puzzli.
 - Poprowadzenie dwóch promieni z wierzchołków wystarczyło byśmy wiedzieli, że centrum przypada na Bega – zakończył ich wywód Syriusz.
- I tak oto wiemy dlaczego nie Egipt – parsknął Jake – Teraz wszystko w tym temacie jasne.   
 - Ale, wracając do tamtego Nathana, nie daje mi spokoju. Skoro wiedział o zdrajcy to nie mógł go powstrzymać? – zapytał André, nie rozumiejąc tego zupełnie.
 - Mnie o to nie pytaj – westchnął ciężko Nathan – Może tak miało być? Może w tym wszystkim jest jakiś większy zamysł? Nie wiem – wzruszył ciężko i schował głowę między ramionami.
 - Ale by uruchomić moc to zazwyczaj jakiś generator jest potrzebny – zauważył Jake, przypominając im jak niewiele wciąż wiedzą.
 - Jeśli tam, w tych miejscach, są ukryte jakieś części jednej całości, to może one mogą być generatorami, które jednocześnie mają chronić przed wpuszczeniem wielkiego zła do naszego świata. Centrum, jak już wiemy, przypada w Bega. Nico wspominałeś, że w było coś jeszcze czego w wizji nie mogłeś dostrzec i może to jest właśnie to? – zauważył Syriusz, na co tylko Nico uśmiechnął się. Jego brat zaczynał przesiąkać tokiem myślowym archeologa, co na pewien sposób było zabawne. Z Syriusza byłaby niezła, a zarazem straszna, karykatura Indiany Jonsa, pomyślał lekko rozbawiony.
 - Ile tak, pi przez drzwi, jest lat między wydarzeniami z średniowiecza a teraz? – zapytała nagle Elizabeth. Była ciekawa czy to ma jakiś związek.
 - Około siedmiuset lat będzie – odparł Jake zanim ktokolwiek się odezwał – Nie mylę się?
 - Jake ma rację – przytaknął Phillips, marszcząc czoło – Czas jak i heksagram templariuszy naniesiony na mapie świata, musi coś oznaczać – myślał gorączkowo, przecierając zmęczone oczy.
  - Może ma to związek z tym, że jesteśmy jednocześnie tak blisko wszystkich odkryć, postępu technologicznego i sięgnięcia po wiedzę wykraczającą poza nasze rozumowanie, a zarazem tak skrajnie blisko jesteśmy upadkowi wszelakiej moralności, obyczajowości, etyki. Zacierają się granice dobra i zła – zauważyła Ohara.
 - Popatrzcie na ten kult młodości, zdrowia, komfortu i sprawności – dołączył się do tych rozważań Syriusz – Niepełnosprawne, schorowane osoby i niedołężni starsi ludzie nie mają prawa bytu, wręcz są spychani na margines społeczny jak trędowaci    w średniowieczu. Mamy tu bowiem do czynienia z sacrum i profanum. 
 - Jeśli ktokolwiek posiadłby wiedzę na temat losu drugiego człowieka, to pomyślcie    o konsekwencjach – odezwał się z głośników laptopa głos Diggeta. Nie musieli na głos mówić do czego by taka sytuacja doprowadziła. Totalny chaos. Panowanie jednych jednostek nad drugimi; eliminowanie słabszych jednostek. Od razu nasunął się im scenariusz filmu Raport Mniejszości czy Equilibrium, na co przeszedł ich ciała nieprzyjemny dreszcz przerażenia.
  - Nie wspominając o uwolnieniu większego zła, jakichś mocy, wiedzy absolutnej czy kamieniu filozoficznym… - wyliczała Ohara z posępnym i lekko przerażonym wyrazem twarzy.
 - Na dziś i wam i nam wystarczy myślenia. Spróbujcie się przespać. Rano ruszamy, wiec należałoby odpocząć – powiedział Digget – Uważajcie na siebie – z tymi słowami rozłączył połączenie.
 - Dobranoc – ziewnął André i jako pierwszy poczłapał w kierunku pokoju.   
   
* * *

         Syriusz wszedł pod prysznic i odkręcił ciepły strumień wody. Miał nadzieję, że prysznic choć na chwile zrelaksuje jego mięśnie i oczyści umysł z natłoku zbędnych myśli. O świcie ruszają w szaleńczą drogę. Jednak po niedawnej dyskusji jaką mieli      i po zapoznaniu się z nowymi faktami, nie potrafił jakoś się wyłączyć i zrelaksować.
Nagle usłyszał trzask otwieranych drzwiczek od kabiny prysznica i gdy odwrócił głowę zobaczył doktor Oharę. Zawsze widział ją ubraną a teraz stała przed nim, a raczej za nim, całkiem naga.
 - Liz… - szepnął gdy wtuliła się w jego silne raniona i zaczęła muskać jego kark wargami.
 - Jesteśmy dorośli i potrzebujemy tego – stwierdziła z lekarskim przekonaniem, lecz jej głos brzmiał jednocześnie zmysłowo. Zatem pozwolił by jej delikatne dłonie wodziły po jego silnym tułowiu, udach i karku.
Strumienie lecącej wody z trudem zagłuszyły ich okrzyki spełnienia i radości.    

* * *

         Nathan położył się obok drzemiącej Susan i szczelnie okrył ich kołdrą. Od razu zrobiło mu się niewyobrażalnie błogo. Susan pachniała jaśminowym żelem pod prysznic. Jej skóra była przyjemnie ciepła i miękka w dotyku, kiedy ją objął od tyłu. Nagle Susan odwróciła się i lekko go pchnęła by położył się na plecach, a gdy to uczynił, ułożyła głowę na jego piersi.
 - Jeśli przeżyjemy, to ożenisz się ze mną – szepnęła sennym głosem.
 - Czy ty właśnie mi się oświadczyłaś? – Nathan lekko się zaśmiał, zdziwiony słowami ukochanej, jednocześnie zastanawiając się, które z nich w tej chwili było bardziej szalone: on słyszący głosy czy ona pragnąca go poślubić?
  - Ktoś musiał wykonać ten pierwszy krok – mruknęła z rozbrajającą szczerością. Następnie mocniej wtuliła się w niego i pozwoliła by sen znów ją pogrążył. Jednak jeszcze przed zaśnięciem uśmiechnęła się. Miłość jeszcze bardziej ich ogłupiła, ale jednocześnie dawała im tę niespotykaną siłę by przeć naprzód wbrew wszelkim przeciwnościom. Nathaniel Carter już nie pozbędzie się jej tak łatwo ze swojego życia.


Jerozolima – Stare Miasto (Dzielnica Chrześcijańska)

     Stał podziwiając w promieniach zachodzącego słońca fasadę Bazyliki Świętego Grobu, na której murach odcisnęło się piętno lat, wojen, konfliktów, warunków klimatycznych. Było w tych murach coś magicznego. Dla konserwatora zabytków, historyka i konesera sztuki była swego rodzaju niepisanym, milczącym arcydziełem chaosu. Na zewnątrz powściągliwa i surowa, w środku przybrana jak ślubna panna. Lewą dłonią przeczesał przydługie czarne włosy, które czas i doświadczenia życiowe przyprószył mu siwizną. W prawej zaś ręce trzymał zmięty list, który dostał - dokładnie w tym samym miejscu, w którym obecnie stał – szesnaście lat temu. Złożył wtedy pewnej osobie pewną obietnicę i teraz nadszedł czas by wypełnił swe zadanie  i przeznaczenie.
W blaskach tonących za murami Bazyliki, czerwonych promieniach, na jego prawej dłoni zabłyszczał srebrny sygnet z herbem przedstawiającym krzyż Jerozolimski przeorany Gwiazdą Dawida.     



[1] (hebr.) Judasz.
[2] (aram.) kłamca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz