Mężczyzna wślizgnął się niepostrzeżenie na klatkę schodową i,
najciszej jak tylko potrafił, zaczął schodzić na dół do archiwum. Precyzyjnie
omijając kamery, dotarł do drzwi z kodem. Był środek nocy i nikogo nie powinno
tu być oprócz ochrony. Odczekał pięć minut. W tym czasie strażnik powinien się
zmienić. Gary Dowson był ich człowiekiem, zatem zabawi trochę strażnika, który
go zmieni, tak by nie było podejrzeń. Dowson załatwił mu również legitymację i
podał kody. Jego sportowy zegarek cicho piknął, dając do zrozumienia, że wybiła
umówiona godzina zero. Miał zabrać tylko kilka rzeczy i zniknąć. Zatem poprawił
czarny worek, jaki miał przewieszony przez ramię, i ruszył do drzwi. Kiedy
wszedł, zdziwiło go, że w pomieszczeniu są pozapalane światła. Ostrożnie ruszył
między regałami aż dotarł do miejsca, w którym były stoły z przyborami. Takie
mini-laboratorium. Dostrzegł młodego mężczyznę, trzymającego w jednej dłoni
okrągły przedmiot. Chłopak mógł mieć dwadzieścia kilka lat i wyglądał dziwnie
znajomo. Dopiero po chwili mężczyzna zauważył, iż młody naukowiec przygląda się
nie tylko artefaktowi, ale i czemuś, co znajdowało się niewątpliwie na jego
ręce. Jedyną osobą, która posiadała jakiekolwiek tajemnicze znamiona na ciele,
a która w tej chwili mogłaby nasunąć mu się na myśl, był niestety jego mały
braciszek.
- Nico - mężczyzna
syknął niezadowolony i gwałtownie się poruszył, tak iż jakiś przedmiot spadł z
regału - Szlag!
- Kto tu jest? -
usłyszał zaalarmowany głos młodego chłopaka, który zerwał się z miejsca i ostrożnie skanował
pomieszczenie. Nie miał na to czasu. Musi wziąć te artefakty, które
najwyraźniej Nico przeglądał w tej chwili. Po co mu one?, przemknęło
przez myśli napastnika, który uskoczył w inny rząd regałów. Chwycił za kawałek
deski, którą ktoś pozostawił na wierzchu, a która zapewne była częścią skrzyni
na cenne wykopaliska. Zaszedł od tyłu młodego Cartera.
- Wybacz, bracie –
powiedział zamachując się i uderzając Cartera w plecy. Młody mężczyzna zachwiał
się i poleciał na najbliższy regał. Mocno oszołomiony, w ostatniej chwili
obrócił się, by spojrzeć na napastnika i aż stężał w bezruchu z niedowierzania.
- J-jake? -
szepnął, nie rozumiejąc.
- Nie chcę, byś
miał kłopoty - odparł starszy mężczyzna, uderzając Cartera w brzuch, a następnie chwytając za niewielki wazon i
zdzielając chłopaka nim w głowę.
Bezwładnego Nathana
Jake ułożył na podłodze, po czym szybko zapakował wszystkie artefakty do
czarnego worka. Zanim wyszedł, zatrzymał się jeszcze i spojrzał na
nieprzytomnego z nikłym uśmiechem na twarzy.
- Nie jesteś już
tym smarkaczem sprzed lat – rzekł pochylając się nad Nathanem.
Rozejrzał się
jeszcze po pomieszczeniu, poprzewracał kilka rzeczy, po czym wybiegł z
pomieszczenia.
* * *
Godzinę Nathan spędził na składaniu zeznań. Kamery, rzecz jasna,
niczego nie zarejestrowały. Złodziej ukradł kilka cennych przedmiotów, w tym
artefakty, które Nate przeglądał. Pozwolił się zbadać sanitariuszowi,
przeprosił wezwaną doktor Yarrow za to, że nie był w stanie zapobiec tej
kradzieży, a następnie udał się taksówką do domu. Był zmęczony, obolały, a
nader wszystko, zdezorientowany. Nie widział Jake’a od pięciu lat. Ich kontakty
zerwały się po pożarze w kościele świętej Klary. Jego i reszty jego przybranych
braci. Chciaż wiedział dokładnie jak potoczyły się ich losy to jednak tęsknił
za tamtymi momentami; za wspólnymi rozmowami, treningami i innymi drobiazgami.
Stali się jego rodziną, przy której czuł się swobodnie i która umiała okiełznać
jego charakter.
Nate ułożył się na swoim łóżku ostrożnie, uważając na obolałe
plecy i żebra. Chociaż czuł się fatalnie, to nie potrafił przestać myśleć, po
co Jake’owi te artefakty? Dla kogo teraz pracował bo wiedział, że zmienił
pracodawcę? Nate wiedział, że nie wszyscy jego bracia wrócili typowo do branży,
jaką się wcześniej zajmowali, ale nie dziwił im się. Dlatego tym bardziej się
zastanawiał kim był zleceniodawca Jake’a i co wiedział na temat artefaktów? I dlaczego
właśnie teraz? Czy to miało jakiś związek z jego wizją czy czymkolwiek to było,
czego doświadczył zaledwie trzy dni wcześniej? Czy był to po prostu zbieg
okoliczności, w który on nie wierzył za bardzo. Jego rozmyślania przerwało
ciche pukanie do drzwi. Zmarszczył czoło i podniósł się tak iż teraz siedział na łóżku.
Kto by o tej porze...? urwał uzmysłowiwszy sobie, iż była ósma rano.
Nieprzytomny leżał w archiwum dwie godziny, nim strażnik spostrzegł, że coś
jest nie tak. Zanim złożył wyjaśnienia i dotarł do domu już był ranek.
Drzwi uchyliły się i do środka niepewnie zajrzała Susan.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
- Hej, twój tato
prosił, bym sprawdziła jak się masz - powiedziała ciepło, podchodząc do niego.
Po chwili zamarła na widok zaschniętej krwi na jego jasnej koszulce. Nate
skrzywił się lekko.
- Wybacz, nie
zdążyłem się przebrać - powiedział lekko speszony. Susan chwyciła za czystą
koszulkę leżącą na fotelu i podeszła bliżej niego.
- Pomogę -
zaproponowała, wiedząc że obolały nie da rady tego zrobić samodzielnie.
- Dzięki, Susy –
powiedział, uśmiechając się do niej ciepło. Próbował ściągnąć koszulkę
samodzielnie, ale bolące plecy i żebra nie pozwoliły mu na to. Nagle poczuł
ciepły i delikatny dotyk.
- Ostrożnie –
rzekła Susan, pomagając mu się rozebrać. Kiedy ściągnęła koszulkę i spojrzała
na jego czerwone plecy skrzywiła się. - Poczekaj tu. Przyniosę trochę
lodu.
- Czekam – odparł
siadając na krzesło. Myślami znów podążył ku Jake’owi. Czy udało mu się
uciec? Gdzie teraz jest i co robi?
Z rozmyślań wyrwał
go zimny dotyk.
Ostrożnie, na tyle
na ile pozwoliły mi bolące plecy, spojrzał za siebie.
- Mocno cię
zdzielił – powiedziała, przykładając do jego pleców woreczek z lodem –
Zaczerwienie powinno niedługo zejść ale mogą się pojawić siniaki – ciągnęła
przesuwając delikatnie woreczek z lodem na drugą stronę jego pleców. Tam
natknęła się na kilka drobnych i średniej wielkości blizn.
- A te blizny to
skąd? – zapytała zaciekawiona.
- To trochę długa
historia – odpowiedział zerkając badawczo na nią.
- Posłucham –
oznajmiła, przejeżdżając palcami po bliznach. Na ten dotyk przeszył go
przyjemny dreszcz, a serce zabiło mu mocniej – Gdzie to się szlaja student
Oxfordu? A może to jakaś nieszczęśliwie zakochana, zawiedziona dziewczyna,
którą zraniłeś? – żartowała sprawdzając zarazem jak zareaguje na jej słowa.
- Nic takiego –
odparł rozbawiony, lecz po chwili spoważniał. – Pięć lat temu chodziłem do
biblioteki klasztornej w miasteczku akademickim Harvardu. Jakiś czas po tym jak
obroniłem pierwszego doktora doszło do pożaru w klasztorze i... –
przerwał, zastanawiając się, co jej powiedzieć. Na chwilę wrócił wspomnieniami
do tego wydarzenia.
Wszędzie ogień,
krzyki księży, strzały.
Ucieka.
Biegnie za
mężczyzną w habicie. Coś jest nie tak. Strop jest drewniany i pęka. Zaraz się
zawali i przygniecie swoim ciężarem mężczyznę w habicie. Nie może do tego
dopuścić. Spojrzał za siebie.
Za nimi biegł ranny
mężczyzna z bronią w dłoni. Był coraz bliżej. Nie ma czasu, pomyślał i pchnął z
całej siły mężczyznę w habicie.
Pamięta ból, gorąc,
ciężar belek. A po chwili pochłonęła go całkowita ciemność...
Wrócił do teraźniejszości. Zauważył, że Susan bacznie mu się
przygląda.
- Wybacz – szepnął
odwracając się do niej przodem.
- Nie ma sprawy,
rozumiem – odpowiedziała. – Muszę wracać do obowiązków. Odpocznij. Jakbyś
czegoś potrzebował...
- Dzięki. Jesteś
świetną dziewczyną – powiedział ubierając na siebie koszulkę, podnosząc się dał
jej całusa w policzek. Uśmiechnęła się lekko speszona i wyszła z jego pokoju.
Dlaczego zachowywali się jak zakochane nastolatki niepewne i
nieśmiałe swych uczuć, nie potrafił pojąć. Ale jeśli miał być szery to był
kiepski w związkach i życiu uczuciowym. Susan zasługiwała na kogoś lepszego,
kogoś kto nie będzie tak skryty w sobie jak on i nie będzie miał przed nią
sekretów.
Nagle Nate zerwał
się jak oparzony z łóżka i omal nie upadł, kiedy zakręciło mu się w głowie od
gwałtownego ruchu. Chwycił się wezgłowia łóżka i wziął kilka oddechów.
Jak mogło mu to
umknąć!
Zaledwie trzy dni
temu doznał dziwnej wizji i zrozumiał tekst na karcie z manuskryptu, a
teraz Jake to zabrał. Podszedł do komputera i zasiadł za biurkiem. Musi się
dowiedzieć kto jest zleceniodawcą Jake’a.
* * *
Jake był niezadowolony ze spotkania z młodym Carterem. Dostał
zlecenie wykradnięcia tych cennych artefaktów, bowiem ktoś inny jeszcze na nie
polował, a jego zleceniodawcy chcieli ich strzec. A teraz będzie musiał im donieść,
że Nico badał owe artefakty. Nie podobało mu się to bardzo. Całym starym
zespołem, który wtedy istniał i ukrywał się w klasztorze, przyrzekli, że nigdy
więcej nie narażą Nico na niebezpieczeństwo. Cały czas unikali spotkań jak
diabeł wody święconej, aż do teraz. Tylko, że to nie oni w chwili obecnej
narażali go na niebezpieczeństwo; to było poza ich działaniami. A co jeśli
udało mu się odczytać tekst?, przemknęło mu przez myśli i błyskawicznie
wcisnął dłoń do worka marynarskiego w poszukiwaniu pewnego przedmiotu. Po
chwili wyciągnął z niego okrągły artefakt i jęknął rozpoznając wzór, który
znajdował się na przedmiocie.
Najwyraźniej
kłopoty same spotykały ich przybranego braciszka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz